piątek, 21 czerwca 2013

Leanne - Rozdział 11

            Poza tym dźwiękiem słychać było tylko ich szalenie bijące serca. Stali jak sparaliżowani, nie mając odwagi się ruszyć. Ciszę przerwał dopiero krzyk Filcha, gdy ten rzucił się do ucieczki. Dwójka uczniów chciała ruszyć za nim, gdy z krzaków wyskoczyło na nich zwierzę, wydające ten dźwięk. Leanne nie zdążyła się odwrócić, kiedy na jej szyi zacisnęły się palce z długimi, brudnymi szponami. Palce? Leanne uniosła różdżkę, a przy jej świetle zobaczyła twarz.
           - To człowiek! – zdążyła tylko wykrztusić, bo palce zaciskały się coraz mocniej, widziała tylko lśniące w ciemności oczy i czuła śmierdzący oddech na swojej twarzy. Leanne coraz bardziej zapadała się, przed oczami jej pociemniało, nie mogła złapać oddechu. Różdżka wypadła jej z dłoni i potoczyła się w dół po ścieżce. Nadal próbowała wyswobodzić się z żelaznego uścisku, ale siły coraz bardziej ją opuszczały. Zginę tutaj, w Zakazanym Lesie, pomyślała z przerażeniem, ale też ze smutkiem. Nie uda mi się uratować…
            - Nie uratujesz się, jesteś moja – zacharczał głos w ciemności, jakby czytając jej w myślach.
            Nagle Leanne poczuła, że uścisk zelżał, a jej napastnik został odrzucony daleko w tył. Dziewczyna leżała na ziemi i próbowała nabrać życiodajnego oddechu. Przy każdej próbie gardło piekło ją niemiłosiernie, a każdy haust powietrza rozrywał płuca. Przynajmniej takie miała wrażenie. Usiadła. Zaczęła kaszleć i nabierać powietrza na przemian. Załzawionymi oczami rozejrzała się dookoła, mimowolnie zatrzymując wzrok na strumieniu słabego światła.
           Ktoś chyba nie jest zbyt rozgarnięty, pomyślała z wisielczym humorem. Przed nią stał Dennis z wyciągniętą przed siebie różdżką. Człowiek ten – o ile taką istotę można nazwać człowiekiem – tak bardzo skupił się na Leanne, że zapomniał o jej towarzyszu.
           Dennis pokonując pierwszy szok rzucił na niego zaklęcie, uwalniając tym dziewczynę. Wydawało się, że wszystko trwało bardzo długo. W rzeczywistości minęły zaledwie dwie minuty. Chłopak złapał różdżkę, która zatrzymała się u jego stóp i podbiegł do dziewczyny.
          - Chodź! – krzyknął i złapał ją za ramię, usiłując podnieść. Leanne ledwo stanęła na trzęsących się nogach, ale wiedziała, że muszą uciekać. Wzięła od chłopaka swoją różdżkę, ale dla bezpieczeństwa nadal trzymała ją w rękach.
           Zaczęli przedzierać się przez las, potykając się co i raz. Nie zawracali sobie głowy znalezieniem zwykłej ścieżki, chcieli po prostu znaleźć się jak najdalej od tamtego człowieka. Gałązki uderzały ich w twarze, a inne wczepiały się w ubrania. Któreś upadało od czasu do czasu, aby podnieść się błyskawicznie i biec dalej. Kiedy już myśleli, że udało im się zgubić napastnika, a między wierzchołkami drzew zobaczyli wieże Hogwartu, coś zaszeleściło w pobliżu, a oni usłyszeli cichy, nie wróżący nic dobrego śmiech. Spojrzeli na siebie przerażeni, chociaż ledwo co rozróżniali rysy swoich twarzy. Do obojga dotarła straszna prawda: ta osoba uwolniła się już z zaklęcia i przez cały czas podążała za nimi! Bawiła się ich strachem i przerażeniem. Pozwoliła im odbiec tak daleko, żeby przy samym skraju lasu złapać ich znowu. Była pewna swojej przewagi.
          Kiedy obojgu ta myśl przeszyła mózg, błyskawicznie zaczęli biec w stronę zamku. Napastnik wypadł z ukrycia, depcząc im po piętach. Starali się rzucać zaklęcia, ale strach sparaliżował ich, że chybili prawie cały czas, a człowiek z tyłu umiejętnie uchylał się przed strumieniami światła.
          Już prawie! Zaraz wyjdą z lasu! Może ktoś dojrzy ich z okna?
          Nie! Postać z tyłu jakoś niespodziewanie znalazła się tuz przed nimi! Jak to?!
       Zatrzymali się gwałtownie, oddychając szybko po biegu. Na twarz nieznajomego padło światło z różdżki. Leanne spojrzała w straszną, jakby wilczą twarz z odsłoniętymi kłami i połyskująco na żółto oczy. Co do..?! No trudno, skoro już znaleźli się z nim twarzą w twarz, to tak będą walczyć! Dlaczego właściwie uciekali? Czyżby zabrakło im odwagi?
         Myśli Leanne zmieniały się z prędkością światła. Emocje szalały, a paraliżujący strach otępiał umysł. Uciekaj!, krzyczało tylko coś w jej głowie. Walcz!, słyszała w tym samym momencie. Nie wiedziała czego posłuchać. W tym momencie nie potrafiła rozsądnie myśleć. Trzeba było podjąć błyskawiczną decyzję, a ona stała rozdarta między dwoma myślami. Miała wrażenie, że czas stanął, a oni mierzą się wzrokiem z tym… potworem! Wyobraźnia potrafi płatać figle, a w umysłach Krukonów już pojawiały się jak najgorsze scenariusze.
         Och, dlaczego nie ma tu kogoś, kto mógłby pomóc?! Czy naprawdę Zakazany Las jest pełen tak nieprzyjaźnie nastawionych i złych istot? Znikąd ratunku.
            Pomóż!, krzyczała w myślach do kogokolwiek. Ale nikt nie nadchodził.
            Dwoje uczniów wahało się o sekundę za długo. Nim Leanne zdążyła podnieść różdżkę, poczuła w głowie tępy ból, a ciemność pochwyciła ją w swoje szpony. Słyszała tylko krótki męski krzyk, zanim upadła na ziemię.

***

            Filch zapomniał o dwójce uczniów, których zostawił w Lesie. No co? Przecież myślał, że biegną za nim! To nie jego wina, że zostali na miejscu. Na pewno udało im się wydostać.
            Z takimi myślami woźny Hogwartu gnał przed siebie jak jeszcze nigdy. Wypadł na skraj lasu i upadł na ziemię, oddychając szybko i starając się uspokoić oddech. Po jakimś czasie, z kompletnie pustą ze strachu głową, powlókł się do zamku, do swojego „gabinetu”, który wydawał mu się teraz tak przytulny jak słodki rodzinny dom, a jego łóżko tak wygodne jak królewskie posłanie. Przez cały czas jego głównym zajęciem było dręczenie uczniów i straszenie ich samym swoim widokiem, bo jego obecność nie zwiastowała nic wesołego. Uwielbiał karać i ganić, nawet za błahostki. Takie wydarzenie jak dziś bardzo nadszarpnęło jego nerwy. To chyba niedziwne, że jest zmęczony i potrzebuje odpoczynku?
            Filch położył się spać, nie zastanawiając się nad tym, że zostawił dwoje Krukonów na pastwę losu w Zakazanym Lesie. Nie zwykł martwić się o innych. Zasnął z pewnością, że uczniowie z dobrą kondycją na pewno poradzili sobie lepiej od niego, który nadal czuł palący ogień w płucach po wyczerpującej ucieczce.

***

            - Chodź, Karen – ziewnęła Katie.
            - Jeszcze poczekam.
            - Daj spokój – powiedziała niewyraźnie Krukonka. – Snape dał im taką karę, że nie zdziwiłabym się, gdyby wrócili nad ranem.
            Karen spojrzała na Katie surowo.
            - To miało mnie uspokoić? – zapytała z ironią.
            Katie przewróciła zaspanymi oczami. Przez ostatnie pół godziny kiwała się w fotelu, próbując nie zapaść w sen.
            - Dlaczego Ty za każdym razem, kiedy ktoś ma szlaban, nie możesz spać?
            - Nie ktoś, tylko Leanne albo któreś z naszych przyjaciół – syknęła. – Jeszcze w Zakazanym Lesie!
            - Leanne da sobie radę, wiesz przecież.
            - Może tak.. – powiedziała Karen niepewnie. – Ale mam jakieś złe przeczucie.
            - Karen, błagam, masz takie przeczucia za każdym razem!
            - Ale teraz naprawdę!
            Katie nic na to nie odpowiedziała, bo słyszała to za każdym razem. Karen wyglądała przez okno z założonymi na piersi rękami. Pokój Wspólny był opustoszały, wszyscy położyli się, żeby rano wypoczętym wstać i odwiedzić Hogsmeade. Katie przekazała ostatnią uwagę Karen. Dziewczyna teraz zdenerwowała się i odwróciła do przyjaciółki.
            - Pewnie, jakaś wioska jest ważniejsza niż bezpieczeństwo Leanne!
            Katie westchnęła.
            - Przesadzasz. Jak tak dalej pójdzie, tylko poszarpiesz sobie nerwy. To jest Hogwart! – przypomniała jej. – Co tu się może stać? – zapytała, wstając.
            Karen zachowała milczenie i odwróciła się do okna. Katie pokręciła głową i ruszyła w stronę dormitorium.
            - Ja idę spać. Do zobaczenia rano, dobranoc! – pożegnała się i zniknęła za drzwiami.
            - Idź, idź – odpowiedziała w roztargnieniu Karen. Usiadła na parapecie i postanowiła dalej czuwać. Oparła głowę o framugę okna. Robiło się coraz później, oczy dziewczyny kleiły się coraz bardziej. Próbowała to zwalczyć, ale nic nie mogła na to poradzić. W końcu głowa opadła jej bezwolnie na klatkę piersiową i słychać było już tylko miarowy oddech śpiącej dziewczyny.
            Gdyby nie spała, zauważyłaby na błoniach coś niepokojącego. A raczej kogoś. Osobę, która wybiegła z lasu, upadła, a po jakimś czasie poszła wolno w stronę zamku. Kogoś, kto do złudzenia przypominał szkolnego woźnego.
            Tego jednak Karen nie widziała. Pogrążona była w głębokim i - co dziwne - spokojnym śnie i żadne niepokojące wydarzenia go nie zakłócały.
***

            Alan leżał w łóżku, ale nie spał. Podobnie jak pewna Krukonka w Wieży Ravenclawu niepokoił się o inną Krukonkę, przebywającą akurat w Zakazanym Lesie. Znali się tak krótko, a już zdążył się do niej tak przywiązać. Traktował ją jak dobrego przyjaciela, podobnie jak Katie, Karen i oczywiście swoją szalona kuzynkę Sharon, która coraz więcej czasu spędzała z Krukonkami. Jednak nikt, nawet on sam, nie wiedział, co dzieje się w jego sercu. A może wiedział, ale nie chciał dopuścić do siebie takiej myśli?

***

            Ból.
            Strach.
            Przerażenie.
            Ucieczka.
            Ból.
            Czyjaś twarz.
            Magia…
            Inna twarz.
            Bieg.
            I znowu ból.
            Wszystko mieszało się ze sobą. W głowie tysiące myśli, które nie potrafiły ułożyć się w logiczną całość. Sen? Tak, to na pewno sen. Dziwne kształty, groteskowe twarze. Karykatury.
            To sen. Ból.
            Głowa.
            Boli.
            Zaraz przestanie, przecież to sen. Za chwilę obudzę się i zejdę na śniadanie. Otwieram oczy.
Czy nadal śpię? Dlaczego jest ciemno?
Zaczynam widzieć. Dziwny pokój. Nieznajomy. Gdzie ja jestem?
O, tam ktoś leży. Ale dlaczego tak boli mnie głowa?
            Podczołgam się bliżej. Podczołgam? Dlaczego nie podejdę?
            Aha, nie mam siły wstać. Ale dlaczego?
            Widzę Cię. Jestem coraz bliżej. Kim jesteś?
            Widzę Twoja twarz.
            Ale… Nie!
           - Dennis! – chciała krzyknąć, ale wydała z siebie tylko cichy jęk na widok nieruchomego ciała. Nagle wszystko przypomniała sobie z przeraźliwą ostrością.

---
Przepraszam, że tak długo, ale wena mnie opuściła. Udało mi się coś napisać, bo szkoda mi by było zostawić ff :) Mam nadzieje, ze rozdział nie jest taki zły :)


Shir.