piątek, 12 kwietnia 2013

Leanne - Rozdział 7


            - Nie, nie, nie, nie zrobię tego! – Leanne rozciągnęła się na stoliku w pokoju wspólnym, chowając twarz w ramionach. Pióro wypadło jej z dłoni, wprost na prace domową z historii magii, tworząc na pergaminie dorodnego atramentowego kleksa. Karen, która chyba postawiła sobie za cel bycie aniołem stróżem Leanne i jej prac domowych, westchnęła zniecierpliwiona.
            - To nie jest takie trudne! – powiedziała, robiąc kwaśną minę. – Wszystko masz napisane w książce.
            Leanne spiorunowała ją wzrokiem.
            - Właśnie, że nie wszystko! Nic tu nie ma – zdenerwowana zaczęła pospiesznie przerzucać kartki książki od historii magii. – Nie ma, nie ma, nie ma! – uderzyła dłonią w rozłożoną książkę.
            Karen zerknęła na stronę i chrząknęła.
            - To zobacz, gdzie właśnie wylądowała Twoja ręka.
            - Och, cudownie! – Leanne rozradowana naskrobała na pergaminie jedno zdanie. Po tym zamarła z piórem w ręku, a po chwili westchnęła zrezygnowana. – To takie trudne..
            - Po prostu się skup – wywróciła oczami Karen.
            Leanne nie zdążyła odpowiedzieć, gdy w salonie pojawił się wysoki chłopak z ostatniej klasy.
            - Trening, drużyno – kapitan uśmiechnął się wesoło do Leanne.
            Dziewczyna wyrzuciła ręce w górę z radosnym śmiechem. Praca domowa poczeka. Zostawiła pergamin na stole i pobiegła po strój i miotłę.
            - Zobaczymy się na boisku! – zawołała tylko do Karen i już jej nie było. Przyjaciółka pokręciła głową z cichym śmiechem i poszła po swój strój.

***

            Leanne wyszła z zamku z miotłą na ramieniu. Na ostatnie urodziny dostała najnowszy model i była nieporównywalnie szybsza od innych zawodników.
            Promienie, zachodzącego słońca świeciły tak mocno, że dziewczyna musiała mrużyć oczy, żeby w ogóle coś widzieć. Błonia skąpane były w złocie, a jezioro połyskiwało niczym diamenty. Przy takim świetle stary zamek wyglądał niezwykle imponująco. Tajemniczo i mroczno, ale jednocześnie zapraszająco. Strzeliste wieżyczki wznosiły się wysoko i rysowały wyraźnie na malowanym różnymi odcieniami niebie. Stare okna wyglądały niczym oczy, obserwujące uczniów na błoniach. Patrząc na Hogwart Leanne poczuła miłe ciepło, które przenikało jej serce. Hogwart był dla wszystkich jak drugi prawdziwy dom. Miejsce, gdzie spotykało się przyjaciół, znajomych, miłość… Tak naprawdę tu wszystko się zaczynało. Życie do jedenastego roku życia było dla młodych czarodziejów i czarownic wyczekiwaniem na rozpoczęcie nauki w Hogwarcie. Wszyscy wysłuchiwali z zapartym tchem opowieści swoich rodziców z czasów szkolnych. Tutaj najczęściej poznawało się swoich przyszłych małżonków. Siedem lat. Siedem wspaniałych, wypełnionych radością i smutkiem, zdobywaniem doświadczeń i nabieraniem charakteru, lat, które każdy starszy czarodziej wspomina z łezką w oku.
            Leanne westchnęła cicho. To prawda, będzie wspominać to miejsce, jako miejsce najlepszych lat jej życia. Mimo to, że często się denerwowała i musiała robić te męczące prace domowe. Teraz obiecała sobie, że po treningu z chęcią zabierze się do historii magii. Były to raczej słowa rzucone na wiatr, bo ilekroć Leanne zabierała się za rozmyślanie, wymuszała na sobie podobne obietnice, które później, gdy już powróciła do rzeczywistości, niczym męczennica musiała wypełnić. Nawet przysięgi dane sobie traktowała poważnie.
            Dotarła w końcu do szatni, gdzie spotkała resztę drużyny. Przebrała się szybko w strój wyszła na boisko. Miał to być zwykły trening, dla zachowania formy. Bliżej meczu, kapitan wyjaśni im strategię.
            Gdy wzleciała w powietrze, silny podmuch wiatru rozwiał jej długie włosy. Tu była w swoim żywiole. Czasem miała wrażenie, że na miotle czuła się o wiele lepiej niż na własnych nogach, tam, na ziemi. Spojrzała w dół, gdzie dostrzegła małe czarne punkciki, którymi, jak się domyśliła, byli zawodnicy  z jej drużyny. Ostro zakręciła i prawie pionowo zleciała na sam dół i zatrzymała się tuż nad powierzchnią boiska. Kapitan skomentował to tylko zadowolonym spojrzeniem.
            - No, to do roboty! Dzielimy się i gramy krótki mecz, potem robimy zmiany i gramy jeszcze raz. Ty – wskazał na szukającego – cały czas wypatrujesz znicza. Musimy go złapać szybko i skończyć mecz tak, żeby Gryfoni nie mieli szans uzupełniać punktów, jasne? – chłopak popatrzył po wszystkich. Drużyna kiwnęła głowami i wzniosła się w powietrze.
            Byli dobrze zgrani, więc trening przebiegał bez sporów i zbędnych przerywników. Leanne mknęła przez boisko jak strzała, zdobywając kolejne gole. W chwilowej przerwie w grze wzleciała wysoko pod pętle. Nagle spojrzała w dół i dostrzegła jakieś zamieszanie. Kilka sekund i już znalazła się na trawie obok zwijającego się z bólu szukającego Krukonów.
            - Co się stało? – zapytała zdenerwowana, gdy cała drużyna zebrała się obok chłopaka.
            - Dostał dwoma tłuczkami na raz – wyjaśniła Karen drżącym głosem.
            - Karen i Dennis, co to ma znaczyć?! – wydarł się na swoich pałkarzy Colin.
            Dwóch pałkarzy wymieniło spojrzenia.
            - Nie zdążyliśmy do niego dolecieć – odparł Dennis, patrząc na chłopaka.
            Leanne myślała nad czymś intensywnie.
            - Tłuczki raczej nie latają w parze – powiedziała powoli. Nagle kątem oka dostrzegła kilka postaci znikających za trybunami. Złapała miotłę i wsiadła na nią.
            - Chodźcie – krzyknęła do pozostałych i pomknęła w tamtą stronę.
            Długo nie zajęło jej dotarcie do grupki chłopaków, którzy przez ataki śmiechu nie mogli poruszać się szybciej niż ślimak. Leanne kopnęła jednego w locie, a ten wylądował twarzą w trawie. Już nie było mu do śmiechu. Szybko podniósł się i nienawistnym wzrokiem spojrzał na Leanne. Ta zeskoczyła z miotły i szybko znalazła się przy nim.
            - Powiesz mi łaskawie co to miało być?! – jej oczy zwężyły się niebezpiecznie.
            - Ale co? Coś się stało? – chłopak zrobił niewinną minę.
            - Nie udawaj większego kretyna niż jesteś – warknęła Leanne. – Nie możecie atakować ludzi bez powodu, a tym bardziej naszych zawodników!
            - A co? Ten wasz szukający jest tak słaby, że nie zniesie bólu? Oj, to chyba nie powinien pchać się do drużyny. Zresztą, zarozumiali Krukoni powinni siedzieć przy książkach, a nie zabierać się za twardą grę – powiedział ironicznie Ślizgon.
            - A Ślizgoni siedzieć w swoich śmierdzących lochach, bo do niczego innego się nie nadajecie – odparowała.
            - Wolę siedzieć w lochach niż w zakurzonej bibliotece i zachowywać się jak zwykły kujon – chłopak wypiął się dumnie, jakby powiedział coś mądrego i czekał na oklaski. Trzech towarzyszących mu kolegów potwierdziło jego słowa zgodnym burknięciem.
            - To chyba nie za dobrze o Tobie świadczy – odezwała się spokojnie Karen.
            - Nie z Tobą rozmawiam, żałosna szlamo – syknął do dziewczyny Ślizgon.
            Grupka Ślizgonów wybuchnęła śmiechem, który uwiązł im w gardle, gdy cała drużyna Ravenclawu wyciągnęła różdżki. Leanne nawet nie potrzebowała już zachęty.
            - Expelliarmus! – rzuciła zaklęcie i złapała różdżki, które Ślizgoni pospiesznie wyjmowali z kieszeni.
            - Odwołaj to – powiedziała powoli, wbijając wzrok w chłopaka.
            - Leanne, nie warto – Karen próbowała załagodzić sytuacje.
            - Siedź cicho – uciszyła przyjaciółkę Leanne i zwróciła się do Ślizgona – Odwołaj!
            Chłopak nachylił się do niej i powiedział:
            - Odwołam, gdy nie będę musiał jej oglądać i wyobrażać sobie jej szlamowatej krwi – uśmiechnął się lodowato. Mimo, że był bardziej inteligentny niż reszta swojego domu to chyba nie bardzo przemyślał swoje słowa, mając przed sobą drużynę uzbrojoną w różdżki, gdy on i koledzy zostali ich pozbawieni.
            Leanne puściły wszystkie hamulce. Tego było dla niej za wiele. Uniosła różdżkę, a grupa Ślizgonów rzuciła się do ucieczki.
            - Tarantallegra! – krzyknęła, a Ślizgoni upadli na ziemię, pod wpływem dzikich pląsów, które wykonywały ich nogi. – Diffindo! – ich spodnie rozcięły się, ukazując Krukonom kolorową bieliznę każdego z nich. Jeden zawył głośno, a drużyna ryknęła śmiechem, gdy na jaw wyszło, że barczysty Ślizgon nosi bokserki w małpki.
            - Masz jeszcze jakiś inny zwierzyniec w spodniach? – zapytał Dennis, czym zasłużył sobie na nienawistne spojrzenie chłopaka i wywołując kolejne salwy śmiechu Krukonów. – Może ptaszki? Avis! - sam nie zorientował się jak dwuznacznie to zabrzmiało.
            Leanne dusiła się ze śmiechu, ale zdołała jeszcze wykrztusić:
            - Oppugno! – stado małych ptaszków zaatakowało chłopców.
            Krukoni bardzo dobrze się bawili, gdy…
            - AUBER! – Leanne usłyszała lodowaty głos, od którego krew zmroziła jej się w żyłach. Chyba nie jest dobrze.

Shir.

15 komentarzy:

  1. super fanfick! pisz dalej , czekam ze znieciepliwieniem !! ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Uśmiałam się :D Genialnie, jak zwykle. Czekam na więcej. x3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahahaha, ptaszki rozwalają system xD Pisz pisz, bo juz bym przeczytała następny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, ze uda mi się coś szybko napisać :)

      Usuń
  4. Dziekuje :D Juz zerkałam, teraz tylko musze sie zagłębić w jakieś konkretne opowiadanie i pokomentować :D

    OdpowiedzUsuń
  5. "Leanne kopnęła jednego w locie, a ten wylądował twarzą w trawie." - padłem z śmiechu. I nie podoba mi się sposób w jaki potraktowałaś tych chłopaków, mam nadzieję,że cała drużyna zostanie porządnie ukarana. xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahahaha podoba mi się :D Czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  7. jej, czytam i czytam i się zdziwiłam, że nie ma kolejnego posta, tak szybko mi to zleciano. Przyznam, że nie czytałam nigdy ff, ani żadnych innych blogowych opowiadań, głównie z braku czasu, ale do tego będę wracać bo na prawdę wciąga!:D
    Ja też cię zaproszę na mojego bloga:
    www.sagaoludziachlodu-rysunki.blogspot.com

    P.S szkoda, że masz weryfikację obrazkową:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję ^^

      Chyba to usunę, bo mnie też denerwuje ta weryfikacje, jak dodaje komentarze na innych blogach ;p

      Usuń
  8. Te małpki i ptaszki po prostu mnie rozwaliły :D

    OdpowiedzUsuń
  9. świetnie wszystko opisujesz, przyjemnie się czyta. ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejuuu uwielbiam Cię za to, że zrobiłaś trening quidditcha, a nie sam mecz tylko ;3 To nadaje większego realizmu opowiadaniu ^^ Co do potraktowania Ślizgonów to fajnie, ale trochę taka napaść to była. Ale zasłużyli sobie! :P

    OdpowiedzUsuń