Leanne siedziała w Pokoju Wspólnym
Ravenclawu. Zabrała się za pracę domową z transmutacji. Westchnęła głęboko.
Gryzła koniec, i tak już zepsutego pióra, i próbowała cokolwiek zrozumieć z
tekstu, który miała przed sobą. Litery jednak co chwila tańczyły jej przed
oczami, a myśli odlatywały daleko. Miała wrażenie, że ktoś każe czytać jej po
chińsku. Zła cisnęła pióro na podłogę. Oparła głowę na dłoni, a palcami drugiej
zaczęła bębnić o blat stołu. Chciała już dać sobie z tym spokój. Kilka punktów
w tą czy w tamtą. Nie pierwszy raz nie odrobiłaby pracy domowej. Ale obiecała
Karen. Co jak co, ale obietnic Leanne dotrzymywała. Honor był dla niej bardzo
ważny.
Wstała.
Podeszła do okna. Wspięła się na parapet i oparła się. Rudy kot wskoczył jej na
kolana. Machinalnie zaczęła go głaskać i zamknęła oczy. Zapadała się coraz
głębiej…
- Leanne! – ostry głos wybudził ją z
głębokiego snu, dziewczyna spadła z parapetu. Kot prychnął wściekle i pomknął
pod szafkę.
- Co jest? –
wstając, rozcierała sobie głowę. Rozprostowała się i skrzywiła – Wszystko mnie
boli!
- Nie dziwię się!
– oczy Karen patrzyły na nią ze złością.
Leanne rozejrzała
się dookoła. Wpadające przez okno promienie jesiennego słońca, oświetlały jej
niedokończoną pracę domową, leżącą na stoliku. Zagryzła wargi i spojrzała na
Karen.
- Coś mi chyba
obiecałaś..
- Oj, zasnęłam.
-
Wiem! – odpowiedziała ostro Karen.
Leanne
przewróciła oczami.
- Zaraz to
dokończę – stłumiła ziewnięcie i usiadła przy stoliku. Podniosła z ziemi pióro
i przyłożyła do pergaminu. – Karen..
- Nie!
Westchnęła
niezadowolona i zaczęła pisać.
Im szybciej tym lepiej – odezwał się
głos w jej głowie.
Ale to takie nudne..
Tobie się po prostu nie chce.
Wcale nie!
Wcale tak.
Dobra, dobra.
Gdy
postawiła ostatnią kropkę, odetchnęła z ulgą. Spakowała pracę domową do torby.
Stanęła u podnóża schodów.
- Skończyłam! –
obwieściła radosnym głosem.
Głowa Karen wyłoniła się zza drzwi ich
sypialni.
- Wspaniale –
powiedziała i wróciła do środka.
Leanne zmrużyła oczy.
- Idę na
śniadanie! – krzyknęła jeszcze do Karen i wybiegła szybko z salonu.
Nareszcie piątek,
myślała podczas drogi do Wielkiej Sali. Dwa dni wolnego. A jutro Hogsmeade.
Świetnie.
Nagle z torby
posypały jej się wszystkie książki, a ona sama wylądowała na podłodze. Już
chciała się podnieść, gdy ktoś się nad nią pochylił.
-
Przepraszam. Nie chciałem.
Podniosła
głowę. Jej wzrok natrafił na piękne, ciemne oczy, czarne właściwie, głębokie
jak dwie studnie, w których można się zatracić do reszty. Nigdy nie widziała
takich oczu.
Potrząsnęła
głową. Musi się chyba odezwać. Tak? No.. chyba tak. Tak, na pewno, tak wypada,
ale te oczy…
- Nie, nie ma
sprawy, ciągle muszę zbierać swoje rzeczy z podłogi – Czy naprawdę to
powiedziała? – Nie ma sprawy – powtórzyła bez sensu.
Chłopak
uśmiechnął się ciepło i podniósł z ziemi jej stare pióro.
- Smaczne?
- Co? Ee.. – Leanne
mocniej potrząsnęła głową. Uspokój się, nakazała sobie. – Tak, znaczy nie..
to.. – spojrzała na pogryzioną końcówkę. I co miała powiedzieć? – Całkiem
dobre, tylko kłuje w język.
Zaśmiał
się krótko.
- Nie wątpię.
- Mam jutro iść
po nowe – machnęła ręką. Wstała i zebrała wszystkie książki do torby.
- Hogsmeade? –
patrzył na nią uważnie.
- Tak.
- Jak Ci na imię?
– zapytał niespodziewanie.
- Leanne. Leanne
Auber – wyciągnęła rękę.
- Miło mi – mocno
uścisnął jej rękę.
Leanne
uśmiechnęła się do niego. Zobaczyła teraz tylko więcej niż jego cudowne oczy.
Włosy miał dłuższe i gęste. Czarne jak węgiel. Cerę trochę ciemniejszą, ładne
usta, zawsze chyba uśmiechnięte. Był niesamowicie przystojny i pociągający.
Barki miał szerokie, był szczupły i wysportowany. W jego towarzystwie miało się
poczucie bezpieczeństwa.
Na pewno leci na
niego połowa dziewczyn ze szkoły, pomyślała. Zaraz zastanowiło ją jakim cudem go
wcześniej nie widziała. No cóż, szkoła jest duża, uczniowie zlewają się w
jedno. Nieznacznie wzruszyła ramionami.
Uśmiechnął się
jednym kącikiem ust. Ironicznie, czy tylko jej się zdawało? Ten uśmiech…
- Już wiem! – wykrzyknęła na głos.
- Co? – zapytał zdezorientowany.
- A nie, nic… eee.. nieważne. Muszę
iść, dzięki, cześć! – wyrwała mu z ręki pióro i pomknęła do Wielkiej Sali.
To
on! Ale jak to możliwe.. Usiadła przy stole i zatopiła się w myślach.
Ale
przecież on był taki nijaki. Mały, dziwnie wyglądał nawet na miotle. Zawsze się
dziwiła, kto go zwerbował do drużyny. Pałkarz? Powinien być silny. Pamiętała,
że wyśmiała wtedy kapitana Gryfonów, ale ten uśmiechnął się tylko. Na jego oczy
też nie zwróciła uwagi. Może to ta jego za długa grzywka nie pozwalała jej
wtedy ich dostrzec? Możliwe, że właśnie tak było. Ale nawet wtedy miał coś w
sobie, chociaż ona nigdy nie zwracała na to uwagi. Zapyta o niego Karen. Ona
zawsze przygląda się uważnie ludziom, jakby chciała odczytać ich duszę. Czasem
wzdrygała się, napotkawszy ten przeszywający wzrok przyjaciółki.
Tak,
Karen pewnie będzie go pamiętała. Zresztą sama jest pałkarzem w drużynie
Ravenclawu.
Przerwała
rozmyślania i zabrała się do śniadania. Chyba jednak przyszła za wcześnie. W
ogóle, która jest godzina? Zaledwie kilka osób przy osobnych stołach.
Rozejrzała się dookoła. Nikogo znajomego. Westchnęła i zajęła się tostem.
***
- Leanne!
Dziewczyna
ocknęła się i podniosła głowę.
-
Co jest? – spytała ospale.
- Wiesz gdzie
jesteś? – spytała Katie z rozbawieniem.
Leanne
rozejrzała się wokół. Wiedziała, aż nazbyt dobrze gdzie się znajduje. To
przyćmione światło, lekka mgła, tworzona przez dym unoszący się z pachnących
świeczek, wiecznie zasłonięte okna i szeregi okrągłych stolików i stojących
przy nich puf. W tle monotonny głos profesor Trelawney. Atmosfera jak
najbardziej sprzyjająca marzeniom i snom na jawie. Chyba każdy powinien to
zrozumieć. Leanne nie miała pojęcia, dlaczego Trelawney się jej czepia.
Na
szczęście teraz Katie zdążyła ją ostrzec, zanim wielkie oczy Trelawney
zatrzymały się na niej. Wyprostowała się i przetarła oczy. Pochyliła się nad
magiczną kulą.
- Otwórzcie swoje
przytłumione szarą rzeczywistością umysły! – szeptała dramatycznie profesor
Trelawney, wykonując przy tym serię gestów, mających zapewne podkreślić ważność
chwili, a rzeczywiście wywołujących ataki śmiechu Leanne.
Lubiła
wróżbiarstwo. Czasem nawet udawało jej się coś zobaczyć, ale nie mogła znieść tego
pomieszczenia. To ono zamykało umysły uczniów od wielu pokoleń, tłumiło ich
jasność. Leanne naprawdę nie chciała spać na lekcjach, ale cóż miała poradzić?
Spojrzała
w magiczną kulę. Postanowiła skupić się na lekcji. Próbowała odczytać mgliste
kształty z kuli, zerkając momentami w książkę. Trelawney dała im czas na
odczytanie kształtu i opisanie jego znaczenia.
Leanne
zamknęła oczy. Wyobraziła sobie, że siedzi na błoniach. Oddychała głęboko.
Umysł rozjaśnił się, stał się czysty, nie zakłócały go żadne czynniki
zewnętrzne. Czuła, że może już spojrzeć w kulę i wyraźnie zobaczyć, to co się w
niej kryje. Znała to uczucie, od czasu do czasu, jakieś sytuacje, urywki,
przemykały jej przez głowę, ale była zbyt młoda i roztrzepana, żeby zatrzymać
je na dłużej. Jednak to był dar, tak jej mówili.
Wolno
otworzyła oczy i spojrzała w kulę. Studiowała każdy szczegół mglistego
kształtu, który stał się zadziwiająco wyraźny. Złapała za pióro, które za
chwile mknęło szybko po pergaminie.
Skończyła
pierwsza i oddała Trelawney gęsto zapisany pergamin. Pani profesor spojrzała na
nią z uznaniem.
- Miałaś wizję? –
szepnęła i wpatrywała się w nią ogromnymi oczami.
-
To było tylko czytanie z kuli – Leanne wzruszyła ramionami.
- No tak, tak –
przytaknęła rozkojarzona Trelawney i złapała Leanne za rękę. – Jeśli jednak
będziesz potrzebowała pomocy w odczytywaniu znaków, które – nie oszukujmy się –
mogą widzieć jedynie nieliczni, wrażliwi na te sygnały osobniki… nie wahaj się
zwrócić się do mnie. Rozumiem Cię. Nie łatwo patrzeć w przyszłość – zadumała
się.
Leanne
uwolniła dłoń.
- Jasne, będę
pamiętać. – odparła, już teraz utwierdzona w przekonaniu, że nigdy nie poprosi
Trelawney o pomoc.
Zabrzmiał
dzwonek. Leanne zebrała swoje rzeczy i wyszła z klasy. Zeskoczyła lekko z
drabiny prowadzącej do klasy wróżbiarstwa. Zadowolona z lekcji, z całkowicie
jasnym umysłem, ruszyła do kolejnej klasy.
Shir.
Mi sie podobało. Wciąga :D
OdpowiedzUsuńOoooooooo, jasnowidzka :D cool. I znowu.... od razu czytam dalej ^^
OdpowiedzUsuń-Smaczne ?
OdpowiedzUsuńhaha ! już lubię tego kolesia xDD
super opowiadanie, ciekawa treść i ogólnie dobrze ci idzie pisanie tego ;) masz ode mnie 5+
i zaraz lece do kolejnego rozdziału ;)
Dziękuję bardzo ^^
Usuńciekawie się czyta i niesamowicie wciąga :D Ravenclaw <3
OdpowiedzUsuńjejku, jest przystojny czarnooki czarnowłosy super:)
OdpowiedzUsuńNie mogłam się oderwać. To jest zdecydowanie za krótkie :D
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba. :)
OdpowiedzUsuńMam tylko dwie uwagi:
I. Dlaczego Leanne siedziała w Pokoju Wspólnym Ravenclawu skoro była Puchonką?!
II. Szkoda, że takie krótkie. :)
Pozdrawiam, Loony. ♥