- Powitajmy najlepsze zawodniczki
Harpii z Holyhead! – obwieścił radośnie Dumbledore.
Siedem czarownic wyszło na środek
boiska, machając rękami we wszystkich kierunkach. Wszystkie uśmiechały się
promiennie, wyglądały na zadowolone, mogąc znaleźć się w tym miejscu. Cała
drużyna chodziła kiedyś do Hogwartu, a każdy, kto ukończył tę szkołę cieszył
się na powrót do niej i odwiedzenie starych murów.
Ich ciemnozielone szaty prawie
zlewały się z murawą boiska, ale na piersiach wyraźnie błyszczał złoty pazur,
znak Harpii z Holyhead.
Publiczność na trybunach szalała.
Drużyna Ravenclawu i Gryffindoru zdzierała gardła, przekrzykując się nawzajem.
Harpie, wobec takiego aplauzu, wyglądały na nieco speszone, ale i szczęśliwe.
- Proszę obie drużyny o zajęcie
miejsc na obrzeżach boiska – odezwał się ponownie dyrektor. Kiedy wszyscy
zawodnicy wykonali polecenie, Dumbledore skinął głową w stronę sław.
Harpie wsiadły na miotły i błyskawicznie
wzbiły się w powietrze. Wszyscy uczniowie, jak i nauczyciele z zapartym tchem
obserwowali coraz to trudniejsze i niebezpieczniejsze manewry. Leanne
rozpoznawała wszystkie. Okładka jej wydania książki „Quidditch przez wieki”
prawie oderwała się od grzbietu.
Dubel.
Zwiększenie siły odbicia kafla, poprzez podwójne uderzenie w niego pałkami.
Stosowane przez obydwu pałkarzy drużyny. Leanne widziała jak Colin zwraca na to
uwagę Karen i Dennisowi. Tłuczek Harpii wyleciał bowiem z taką szybkością, że
ledwo dało się go zauważyć. Leanne wzdrygnęła się na myśl o dostaniu taką piłkę
prosto w brzuch.
Kolejny manewr. Znany, ale mało kto
wie, że nazywa się Głową Jastrzębia.
Formacja ścigających, którzy tworzą jakby grot strzały, lecąc szybko w drużynę
przeciwnika. Ci najczęściej umykają wtedy na bok. Ścigający korzystają z
sytuacji i wbijają gola. Proste. Drużyna Ravenclawu często stosuje takie
zagranie. Leanne uwielbia ten pęd i popłoch w oczach przeciwników.
Kleszcze
Parkina. Nazwa pochodzi od jednego z członków drużyny Wędrowców z Wigtown,
którzy jako piersi zastosowali ten manewr. Dwaj ścigający zbliżają się do
ścigającego przeciwników z obu stron, podczas gdy trzeci szarżuje na niego z
przodu. Manewr dość skuteczny, chociaż większość zawodników w takiej sytuacji
po prostu pikuje w dół. Najbardziej znani z takiego zagrania są Ślizgoni,
którzy jednak blokują osaczonego ścigającego między sobą tak, że zawodnik nie
ma szansy ucieczki. Przy końcu ich trzeci ścigający wzbija się w górę, a oni po
prostu wysyłają biednego zawodnika w słupek z pętlą lub trybuny. Chyba
koniecznie chcą wymyślić nowy manewr. Może nazwany od ich nazwisk? Pocieszeniem
jest to, że zwykle drużyna przeciwna dostaje rzut wolny.
Udawanie, że chce się strzelić
bramkę, a w rzeczywistości podaje się do innego ścigającego, myląc tym samym
przeciwników jest chyba najbardziej znanym zagraniem wśród zawodników
quidditcha. To całkiem normalne, więc kto by pomyślał, że i to nosi swoja nazwę
od nazwiska rosyjskiej ścigającej? Mimo wszystko, nazwa, jak i sam manewr nie
jest zbyt wyszukana, ponieważ mówi się na niego po prostu Manewr Porskowej.
Zawodnicy Gryffindoru i Ravenclawu
zawzięcie dyskutowali i jeszcze raz omawiali taktykę z jednoczesnym
obserwowaniem poczynań Harpii. Dla niektórych może to być jedyna okazja, żeby z
bliska i na żywo zobaczyć p r a w d z i w ą grę, nie tę ich uczniowską zabawę.
Wielu z nich wiąże swoją przyszłość z quidditchem, więc takie doświadczenie
może być dla nich przydatną lekcją.
Woollongong
shimmy, czyli
najzwyklejszy zygzakowaty lot, mający na celu rozproszenie przeciwnika. Zwis leniwca, czyli zwisanie głowa w
dół, trzymając się miotły rękami i stopami, co ma chronić przed tłuczkiem.
Trudne do wykonania precyzyjne Odbicie tłuczka
do tyłu, Przerzutka kafla nad swoim
ramieniem prosto w ręce zawodnika ze swojej drużyny.
Harpiom idealnie udał się manewr
zwany Transylwanką. Pozorowane
uderzenie przeciwnika w nos jest uważane za przepisowe, dopóki jest ono
rzeczywiście pozorowane. Gdy tylko dłoń dotknie nosa, drużyna przeciwna dostaje
rzut wolny. Leanne nigdy nie chciała tego próbować. Do tego trzeba spokoju,
precyzji i skupienia przy całym pędzie gry. Ona ze swoja impulsywnością miała
duże wątpliwości, co do takiej umiejętności.
Harpię pokazały teraz dwa manewry
dla obrońców. Skutecznym sposobem na zatrzymanie kafla jest Podwójna ósemka, czyli krążenie z
zawrotną szybkością wokół trzech pętli. Zawodniczkom udało się to idealne.
Leanne wątpiła jednak czy któryś z uczniów wykonałby taki manewr bez połamanych
nosów przy spotkaniu z pętlą lub mdłości od ciągłego latania w kółko.
Rozgwiazda
jest manewrem rzadko używanym podczas uczniowskich rozgrywek, ponieważ śmiech z
trybun potrafi rozproszyć każdego zawodnika, a zwisanie, trzymając się miotły
jedną ręką i jedną stopą, a drugą wyciągając jak najdalej nie wyglądało za
poważnie. Nie wiedzieć czemu taka pozycja wywołuje niekontrolowaną wesołość.
Nagle wszyscy wstrzymali oddech. Harpie
gotowały się do manewru, uchodzącego za najtrudniejszy i najniebezpieczniejszy.
Szukająca zanurkowała z zawrotną prędkością pionowo w dół, a przy samej murawie
wzbiła się z powrotem do góry. Stadion wybuchł głośnymi wrzaskami i oklaskami.
W założeniu tego manewru szukający drugiej drużyny powinien rozbić się o
ziemie, lecąc za przeciwnikiem z myślą, że ten zauważył złotego znicza. Nazwa Zwodu Wrońskiego wywodzi się od
polskiego szukającego, Józefa Wrońskiego.*
Cały pokaz zakończył się triumfalnym
okrążeniem boiska przez Harpie z Holyhead. Brawom, krzykom, oklaskom nie było
końca. Wszyscy, a szczególnie zawodnicy, którzy już za chwilę mieli wejść na
boisko, chłonęli przydatną wiedzę jak gąbka. Uważnie obserwowali każdy ruch
profesjonalistek. Trochę się denerwowali, bo domyślali się, że Harpie zostaną
na meczu i będą go obserwować. Niektórzy z tego powodu dostali mdłości, a
niektórym podniosło adrenalinę. Jednego z pałkarzy Gryffindoru trzeba było
zaprowadzić do pani Pomfrey, bo zrobił się bardziej zielony niż szaty Harpii.
Przy wtórze gwizdów i śmiechów Ślizgonów, kapitan Gryfonów gorączkowo zastanawiał
się nad rezerwowym. Pani Hooch uśmiechała się tylko tajemniczo, a potem dała
znak dłonią profesorowi Dumbledore’owi. Dyrektor po raz kolejny dzisiejszego
dnia zabrał głos:
- Jednak to nie koniec niespodzianek
dzisiejszego dnia!
Na stadionie zapadła wyczekująca
cisza. Dyrektor celowo przedłużał ciszę. Napięcie było tak gęste, że dałoby się
je kroić nożem. Po takiej niespodziance nikt nie wiedział, czego się
spodziewać. Dumbledore otworzył usta. Wszyscy wstrzymali oddech. Nawet wiatr
zdawał się przysłuchiwać, bo przycichł na chwilę i żaden dźwięk nie zmącił
panującej tu ciszy.
- Każdy z kapitanów – zaczął powoli
profesor – będzie mógł wybrać, na miejsce któregoś ze swoich graczy,
zawodniczkę spośród naszych gości, Harpii z Holyhead! – zakończył radośnie.
Przez kilka sekund trwała jeszcze
cisza, chwila niepewności, niedowierzania. Każdy wpatrywał się w profesora,
myśląc, że ten zaraz zaśmieje się i powie, że to wszystko żart. Jednak nic
takiego się nie stało.
Okrzyki setek uczniów słychać było
na pewno w Hosgmeade. Niedowierzanie przerodziło się w dziką radość. U Gryfonów
rozwiązał się problem rezerwowego pałkarza. Zawodniczka Harpii przeszła do drużyny
Gryffindoru, uśmiechając się do nich szeroko i ściskając im ręce. Drużyna
Ravenclawu skupiła się wokół siebie. Colin oddelegował na ławkę rezerwowego
szukającego, poprzedni nadal leżał w Skrzydle Szpitalnym. Wszyscy obawiali się
jak ten sobie poradzi, był dopiero w trzeciej klasie. Ledwo dawał sobie radę, a
na pewno nie dorównywał poziomem nikomu z drużyny. Z radością powitali w swoim
gronie szukającą Harpii. Mieli teraz ogromne szanse!
Pani Hooch poprosiła obie drużyny na
środek. Dwie zawodniczki Harpii przebrały się w stroje w kolorach Gryffindoru i
Ravenclawu i stały teraz jak równe z równymi.
- Zawodnicy wchodzą na boisko! –
obwieścił damski głos. Leanne spojrzała w tamtym kierunku. No tak! Przecież to
Sharon została w zeszłym roku komentatorem meczy quidditcha i radziła sobie
wspaniale.
Pani Hooch dała znak zawodnikom, a po chwili
ostry dźwięk gwizdka rozdarł powietrze.
- Ruszyli! – powiedziała mocnym
głosem Sharon. – Kafla przejęła drużyna Ravenclawu! Daniels, podanie do Auber,
Auber szybki manewr między zawodnikami drużyny Gryffindoru, podanie do Jones!
Jones przy pętlach, próba strzału… Aaaach! – jęk zawodu Krukonów. – Norris obronił
bramkę! Piłkę przejmują Gryfoni!
Leanne jeszcze nigdy nie brała
udziału w tak emocjonującym meczu. Zawodnicy wyglądali jak kolorowe smugi. Emocje
podnosiła drużyna Harpii. Każdy chciał pokazać się z jak najlepszej strony.
Leanne starała się przejąć kafla. Po
chwili wybiła go z rąk Jamisona prosto w dłonie Danielsa. Ten pomknął w stronę
pętli Gryfonów. Ścigający Krukonów radzili sobie świetnie. Podawali sobie kafla
z taką prędkością, że Gryfoni po chwili nie wiedzieli, w którą stronę lecieć.
Norris, maksymalnie skupiony latał wokół pętli, próbując wypatrzeć kafla,
śmigającego między trzema ścigającymi Krukonów. Ledwo się obejrzał, a już kafel,
wyrzucony przez Leanne wpadł do jednej z pętli.
Rozległ się ryk Krukonów.
- 10 punktów dla Ravenclawu! –
obwieściła Sharon i pokazała Leanne wyciągnięty kciuk. Dziewczyna pomachała
jej, ale już po chwili, w pełni skupiona śledziła dalsze losy gry.
- Kafel w posiadaniu Gryfonów. Ci
ostrożnie latają między Krukonami, próbując zbliżyć się do bramek Ravenclawu!
Niestety, Krukoni w dzisiejszym spotkaniu przechodzą samych siebie! Nie dają
Gryfonom podlecieć choćby na kilkanaście metrów odległości od bramek! Ale
jednak! Udało im się przebić i teraz Maddison próbuje znaleźć odpowiedni moment
na strzał do pętli! Aaaaj, to nie było miłe! Gardner i Avery zastosowali dubla!
Niesamowite, wyszedł im idealnie i skutecznie rozproszył uwagę Maddisona! –
krzyczała rozemocjonowana Sharon. Zawodniczki Harpii kiwały głową z uznaniem. -
Kafla przejmuje Auber!
Po chwili Sharon nie mogła nadążyć
nad akcją gry i ledwo dało zrozumieć się jej komentarze. Zawodnicy z zawrotną prędkością
latali po boisku, próbując strzelać jak najwięcej goli. Próbowali również stosować
pokazane im przez Harpie manewry, co wychodziło im z większym lub mniejszym
powodzeniem.
Pałkarze obu drużyn współpracowali
ze sobą idealnie.
- Alan Barnes i Ann Griffin, świetny
pałkarz z Harpii, genialnie się dogadują, jakby grali ze sobą od bardzo dawna! –
powiedziała Sharon, gdy Alan i Ann przybijali sobie piątki po udanym manewrze i
rozproszeniu ścigających Krukonów. Gryfoni wykorzystali moment nieuwagi drużyny
przeciwnej i…
- Tak! To 10 punktów dla Gryffindoru! – szkarłatno-złote
szaliki poszły w górę, a z sektora Gryfonów rozległ się okrzyk radości i
dopingu dla swoich.
Gryffindor zaczynał grać ostrzej.
Dopiero teraz pokazali na co ich stać. Krukoni musieli się bardzo starać, aby
odebrać im kafla i bronić pętli, ale Colin był świetnym obrońcą, więc dawał
radę.
Po jakimś czasie było już
pięćdziesiąt do czterdziestu dla Ravenclawu. Szukający latali nad boiskiem,
starając się znaleźć znicz. Hudsen trzymał się blisko jednej z Harpii, Ellen
Horton. Ta bacznie rozglądała się za zniczem.
Walka zaczynała być zaciekła. Nie
obyło się bez kilku rzutów wolnych dla obu drużyn za szturchnięcia i ataki
tłuczkami. Ktoś nawet dostał w głowę kaflem. Leanne coraz bardziej się
denerwowała i wydzierała się jak wariatka za każdym razem, gdy przy ich pętlach
znajdowali się Gryfoni. Sama strzeliła większość goli, po brawurowych akcjach z
resztą ścigających. Wszyscy ledwo unikali tłuczków, wybijanych przez pałkarzy.
Obrońcy obronili już tyle strzałów, że wszyscy byli pełni podziwu. To był
naprawdę mistrzowski mecz!
- Auber do Daniellsa, Daniells do
Jones, Jones próbuje strzelać, chybi, kafel dla Gryfonów, Lucas do Jami.. nie,
znowu Auber, Auber, Auber, leć, strzelaj! – darła się Sharon, aż tiara spadła
jej z głowy. Podskakiwała jak szalona, zapominając, że ma komentować. Nawet
silna dłoń McGonagall nie powstrzymała jej, przed wlezieniem na ławkę i
głośnymi gwizdami.
Leanne, podniesiona na duchu i
wsparta zachęcającymi okrzykami Sharon i Krukonów pędziła w stronę pętli. Wiatr
rozwiewał jej włosy w szalonym pędzie. Precyzyjnie omijała zawodników, którzy
próbowali wytrącić jej kafla. Była już tuż, tuż.. Zaraz miała strzelać.
Wyrzuciła kafla, który przeleciał między rękami obrońcy Gryffindoru i wpadł wprost
w środkową pętle. Leanne zaśmiała się radośnie, ale mina jej zrzedła, gdy przed
oczami przeleciał jej tłuczek. Ledwo zdążyła się uchylić. Rozejrzała się wokół
i wzrokiem natrafiła na Alana, który machał do niej i wzruszył ramionami,
przepraszająco. Alan zdążył tylko odczytać z jej warg Dorwę Cię! i już musieli powrócić do gry.
Nagle na stadionie zaległa cisza. Do
tej pory nikt nie zajmował się szukającymi. Ci latali spokojnie, wypatrując
znicza, który do tej pory się nie pojawił. Gryfoni w tym czasie zdążyli
wyrównać punkty i było teraz siedemdziesiąt do siedemdziesięciu. Emocje
sięgnęły zenitu. Walka była tak wyrównana, że uczniowie nawet nie śmieli
obstawiać wyniku.
A teraz pojawił się znicz! Horton z
Harpii, grająca tymczasowo na pozycji szukającego w drużynie Krukonów i Hudsen z
Gryffindoru na tej samej pozycji, zanurkowali pionowo w stronę murawy boiska.
- Czyżby to Zwód Wrońskiego ze
strony Ellen Horton? Uważaj, Hudsen, nie chcemy tutaj wypadków! – Sharon
ponownie wróciła do komentowania. – Szukający idą łeb w łeb! Jedno przy drugim,
ramię przy ramieniu, kto złapie złoty znicz?! Jest remis,
każda drużyna ma szanse! Dalej, dalej! Czyżby mecz dobiegał końca?! KTO ZAKOŃCZY SPOTKANIE I
ZDOBĘDZIE DLA SWOJEJ DRUŻYNY 150 PUNKTÓW? NO KTO?! – Sharon powiodła wzrokiem
po trybunach.
Ze wszystkich stron dało się słyszeć
gorący doping. GRY-FFIN-DOR! GRY-FFIN-DOR!, przeplatane
okrzykami: RA-VEN-CLAW! RA-VEN-CLAW! Sharon miała rację. Mimo, ze Horton była bardziej doświadczona,
Hudsen radził sobie naprawdę niesamowicie! Wszyscy patrzyli z bijącymi sercami
jak dwójka zawodników wyciąga przed siebie ręce, aby złapać złotą kulkę i
poczuć w palcach trzepotanie małych skrzydełek. To nie był Zwód Wrońskiego.
Wszyscy wyraźnie widzieli złote błyski, powodowane załamaniem się promieni słonecznych
na zniczu.
Dłonie szukających dzieliły od
znicza tylko milimetry. Obie drużyny trwały w odrętwieniu, z którego wyrwała
się Leanne. Pomknęła jak błyskawica w stronę miejsca, gdzie widziała złotego
znicza. Leciała wprost na Hudsena. Chłopak widział ją, ale leciał dalej. Byli
coraz bliżej. Leanne i Ellen wymieniły znaczące spojrzenia. Dziewczyna nadal
leciała wprost na Gryfona. Dla żadnego z nich stłuczka nie byłaby przyjemna.
Hudsen denerwował się coraz bardziej. Nie można było tego zauważyć, ale trząsł
się ze strachu. W końcu, gdy Leanne była kilka metrów przed nim, nie wytrzymał
napięcia i wzleciał do góry. Słychać było głośny ryk zawodu Gryfonów. Leanne
szczęśliwa patrzyła, jak Ellen Horton łapie znicza i leci z nim wysoko nad
boiskiem, machając triumfalnie ręką.
W tym momencie wybity wcześniej
tłuczek trafił ją prosto w kolano. Leanne poczuła niewyobrażalny ból i ledwo
utrzymała się na miotle. Zaczęła widzieć niewyraźnie. Ze zdziwieniem
stwierdziła, że w jej oczach pojawiły się łzy.
- Dwieście dwadzieścia do
siedemdziesięciu dla Krukonów! Mecz wygrał Ravenclaw! – obwieściła radośnie
Sharon. Po chwili dodała:
- Alanie, zwracam honor. Musze
przyznać, że całkiem nieźle sobie radziłeś, mimo, że cała reszta przewyższa Cię
szybkością, precyzją, inteligencją.. – więcej nie zdążyła powiedzieć, ponieważ
McGonagall zabrała jej mikrofon. Sharon nic sobie z tego nie robiła. Zbiegła
lekko i wyszła na boisko, za wylegającym na niego tłumem.
Tłum szalał, wszyscy przytulali się,
ściskali, gratulowali. Nikt nie zajmował się zwycięską drużyną, tylko starał
przecisnąć się do Harpii, aby chociaż uścisnąć którejś z nich rękę. Żaden z
uczniowskich zawodników nie miał nic przeciwko, bo sami starali się uzyskać bodaj
mały podpis na kawałku kartki.
Sharon szukała wzrokiem Alana i
Leanne. Zobaczyła ich dopiero po chwili. Byli nieco oddaleni od tłumu. Leanne
półsiedziała na trawie, ale i z tej pozycji zdawała się być wyższa od zgarbionego
Alana, na którego widocznie krzyczała ile sił w płucach, a Karen stała obok,
niepewna co ma robić. Sharon przyspieszyła kroku.
- Co Ci znowu zrobił mój kochany
kuzynek? Ja się chyba z Tobą kiedyś policzę – pokręciła nad Alanem głową
Ślizgonka, wykorzystując chwilę ciszy między atakami wściekłości Leanne.
- Na cudowne zwieńczenie meczu
przywalił mi tłuczkiem w kolano! – wydarła się Leanne. Na szczęście wściekłość
zagłuszyła ból, więc dziewczyna mogła spokojnie robić Alanowi wymówki.
Alan spojrzał na Sharon z miną,
mówiącą: Proszę, tylko Ty nie zaczynaj
się na mnie wydzierać. Leanne wspaniale robi to za Was dwie.
Sharon, w geście bezsilności wzniosła
oczy i wyciągnęła ręce do nieba.
*Informacje o
manewrach z książki „Quidditch przez wieki” Kennilworthy Whisp.
Shir.
Świetny rozdział! Dopiero dzisiaj zaczęłam czytać, a już skończyłam. Strasznie wciąga :) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńps. czytałam już wiele blogów, ale żadko spotykam napisany takim świetnym i genialnym charakterem :)
Bardzo się cieszę <3 Mam nadzieję, że kolejne rozdziały nie rozczaruja ^^
UsuńSuper piszesz! na pewno zostanę na dłużej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam :)
UsuńTo było świetne! Niesamowite! I jakie emocje :D Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńWprost nie wierzę, że ty to dzisiaj napisałaś w czasie powtórki z geografii :D
A jednak sie udało haha xD
UsuńGenialny rozdzial. Nie moge sie doczekac kolejnego :-)
OdpowiedzUsuńMiło mi ^^
UsuńHaha :D Olej będzie?! :D
OdpowiedzUsuńJak zawsze zabawne, jak zawsze dobrze napisane, jak zawsze extra. Nic dodać nic ująć, Shir, po prostu pisz dalej :D
OdpowiedzUsuńDzięki, Scatt <3
UsuńTrochę się zacząłem gubić podczas komentowania tego meczu. Trudno było nadążyć kto z kim gra. Oprócz tego rozdział był bardzo fajny. (ale mecz był lepszy u mnie :P)
OdpowiedzUsuńTo logiczne, postaci sa nieznane ;p w HP wczesniej znamy wszystkich, a Twoj mecz rowniez byl miedzy znanymi nam postaciami ;p (wcale nie byl. Wszystkich chwaliles a z Shiry ktora kocha quidditcha jak malo kto zrobiles jakas sierote ;p)
UsuńWow. Na prawde super opis calego meczu w ogole caly rozdzial pochlonelam jednym tchem, co mi sie stosunkowo rzadko zdarza. Bądź z sobie dumna :)
OdpowiedzUsuńJak będziesz miec chwile to moze zajrzysz na moje wypociny.
hogwardzki-trojkat.blogspot.com
Więc jestem dumna, dzieki ^^
UsuńKocham.Ten.Blog.Boskie.<3<3<3
OdpowiedzUsuńMiło mi <3
UsuńKiedy kolejny rozdział? ;) czekam i czekam i nie mogę się doczekac :p
OdpowiedzUsuńTeraz mam matury, więc dnie spędzam powtarzając wszystko na następny dzień :D Może spróbuje zacząć pisać w weekend, a jesli nie to mam nadzieje, że uda mi się dodać coś w przyszłym tygodniu, bo od środy mam tydzien wolnego do nastepnej matury xd
UsuńHej może wpadniesz ? :) http://mojcel-mojamisja.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńW takim razie powodzenia na maturach,3mam kciuki ;) i loookam za nowym rodzialem :p
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do The Versatile Blogger. Po więcej informacji zapraszam do siebie: www.taboo-love.blogspot.com (:
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ten rozdział był długi niczym post Tengela Dobrego w grze w klimat xD, ale muszę przyznać, że jak te drugie (czyt. posty TD) czytam ze znudzeniem, tak ten rozdział czytałam z wielkim zainteresowaniem ;D
OdpowiedzUsuńPierwsza część była bardzo informacyjna, dzięki Tobie odświerzyłam sobie wiedzę na temat gry w quidditcha :P Muszę przyznać, że druga połowa, czytaj opis gry bardziej mi się podobał. Chociaż narracja była ociupinkę stronnicza :P Ale Sharon - komentator to mistrzostwo świata ;)
Trochę nie rozumiem tego wybuchu na Alana, bo quidditch to gra, walnął tłuczkiem to walnął, a że akurat ona oberwała.. no cóż.. pech, wątpię czy na Harpię by się tak wydarła xD
Bo Leanne to Leanne, taki ma temperament i charakter :D Nie mogę mieć cały czaas idealnych, grzecznych bohaterów, którzy na każda złosliwośc reagują usmiechem :D
OdpowiedzUsuńZresztą moze widzisz po Vindze, ze lubię grać czy pisać takimi nieidealnymi postaciami :D
A narracja? Co jak co, ale Rowling też pisala stronniczo szczegolnie jezeli dotyczy wlasnie spraw Grfoni - Ślizgoni :D
Dla mnie Vinga z gry w klimat jest idealna ;p Co do narracji to już się nie czepiam, bo mecz był dobrze opisany, raz jedni wygrywali, raz drudzy, aż w końcu dzięki Harpi Krukoni zwyciężyli ^^
OdpowiedzUsuń